Toskania po raz drugi: Powrót do krainy słońca, smaku i niekończących się inspiracji

przez Zuzanna

Jest coś magicznego w powrotach. Szczególnie do miejsc, które zostawiły w nas ślad, a których obraz przez lata zdążył nabrać w głowie mitycznych niemal barw. Dla mnie takim miejscem jest Toskania. Byłam tu ponad 10 lat temu, jako początkująca blogerka, zafascynowana zapachem oliwy i smakiem dojrzałych w słońcu pomidorów. Tamte wrażenia, lekcje gotowania i wizyty na lokalnych targach, które opisywałam Wam wtedy na blogu (możecie o nich przeczytać tutaj, tutaj i tutaj), na stałe ukształtowały moją kulinarną wrażliwość. W te wakacje postanowiłam sprawdzić, czy ta magia wciąż działa. I powiem Wam jedno – działa, z podwójną siłą.

Nasza baza: spokój i zachody słońca w Marina di Pietrasanta

Tym razem na naszą bazę wypadową wybraliśmy niewielką nadmorską miejscowość Marina di Pietrasanta. To idealne miejsce dla tych, którzy chcą połączyć plażowanie z odkrywaniem uroków północnej Toskanii. Zatrzymaliśmy się w niedużym, kameralnym hotelu tuż przy plaży. To był strzał w dziesiątkę – personel znał wszystkich gości, a podczas śniadania z uśmiechem pytał, czy podać „tę samą kawę co zawsze”. Na dachu hotelu znajdował się nasz mały azyl: taras z leżakami, basenem i jacuzzi, z którego rozciągał się zapierający dech w piersiach widok – z jednej strony majestatyczne Alpy Apuańskie, z drugiej bezkresne Morze Tyrreńskie. Obserwowanie stamtąd zachodów słońca stało się naszym codziennym rytuałem.

Sama miejscowość słynie z długich, piaszczystych plaż. Większość z nich jest płatna – za wynajęcie dwóch leżaków i parasola na cały dzień trzeba zapłacić od 40 do nawet 80 euro. My jednak znaleźliśmy uroczą, bezpłatną plażę publiczną, oddaloną o zaledwie 15 minut spacerem od hotelu, która w zupełności nam wystarczyła.

2 2 1

Wizyta w sercu gór: Levigliani i jaskiniowe skarby

Drugiego dnia postanowiliśmy uciec od nadmorskiego zgiełku i ruszyliśmy w góry, do malowniczo położonej miejscowości Levigliani. Już sama droga, pełna serpentyn wijących się wśród zielonych wzgórz, była niezwykłą przygodą. Levigliani to serce regionu słynącego z wydobycia marmuru, co widać na każdym kroku. Odwiedziliśmy tam niewielkie, ale fascynujące muzeum poświęcone tej szlachetnej skale.

Największą atrakcją była jednak wizyta w jaskini Antro del Corchia, jednej z najgłębszych i największych w Europie. Do samego wejścia dowozi specjalny autokar, a zwiedzanie odbywa się tylko z przewodnikiem. Przez godzinę spacerowaliśmy pośród monumentalnych stalaktytów i stalagmitów, czując na twarzy chłód i wilgoć podziemnego świata. W tych właśnie warunkach, w stałej temperaturze i wilgotności, leżakuje lokalne wino. Oczywiście, butelka takiego jaskiniowego trunku wróciła z nami jako pamiątka.

3 3

Po powrocie na powierzchnię zjedliśmy lunch w uroczej Bottega Versiliese w Levigliani. Zamówiliśmy deskę lokalnych przysmaków – serów, wędlin i oliwek – oraz toskański specjał, czyli schiacciatę.

 

Schiacciata – chrupiący smak Toskanii

Schiacciata to toskańska siostra focacci, jednak znacznie cieńsza, bardziej chrupiąca i nieregularna. Jej nazwa pochodzi od słowa „schiacciare”, co oznacza „zgniatać” lub „rozpłaszczać”, co idealnie oddaje sposób jej przygotowania. To prosty, rustykalny chlebek, skropiony obficie oliwą z oliwek, posypany solą morską i często ziołami. My jedliśmy wersję z pomidorami i czosnkiem – była absolutnie obłędna. To kwintesencja włoskiej prostoty i smaku.

Projekt bez nazwy 3

Dzień na dzikiej plaży i niespodzianka w Livorno

Kolejnego dnia zatęskniliśmy za szumem fal i wybraliśmy się na południe od Livorno, w poszukiwaniu dzikich, bezpłatnych plaż. Znaleźliśmy tam długi, piaszczysty pas wybrzeża, gdzie jedynym kosztem było zaparkowanie samochodu przy ulicy. Trzeba tylko pamiętać o własnym parasolu, bo słońce w Toskanii nie zna litości. My o nim zapomnieliśmy, co skończyło się tym, że mój partner-survivalowiec skonstruował nam prowizoryczny szałas z patyków i koca! Na plażę zabraliśmy ze sobą zapasy kupione w supermarkecie: soczystego melona, szynkę prosciutto, mortadelę, sery i świeże owoce – idealny posiłek na upalny dzień.

W Toskanii panowały upały sięgające 30-35 stopni, co skutecznie odbierało nam apetyt w ciągu dnia. Dodatkowo, między 15:00 a 19:00 większość restauracji jest zamknięta z powodu sjesty. Nasz rytm dnia szybko się do tego dostosował – lekkie przekąski w ciągu dnia i celebrowanie kolacji po 19:00.

W drodze powrotnej z plaży zatrzymaliśmy się w Livorno.

1 2 1

Livorno – miasto kanałów i niespodziewanych spotkań

Livorno to fascynujące miasto portowe, często niedoceniane przez turystów. To miejsce o bogatej historii, pełne kanałów, mostów i potężnych fortyfikacji. Jego najpiękniejsza część, zwana „Małą Wenecją” (Venezia Nuova), została zbudowana w XVII wieku i do dziś zachwyca siecią wodnych uliczek. To właśnie tam spotkała nas najmilsza niespodzianka wyjazdu.

Szliśmy na kolację do restauracji polecanej przez jednego z blogerów, ale na miejscu pocałowaliśmy klamkę. Zrezygnowani, podeszliśmy do lokalu obok, gdzie wszystkie stoliki były zarezerwowane. Ponieważ jednak była dopiero 19:00, właściciel pozwolił nam usiąść. Gdy zmagaliśmy się z włoskim menu, podeszła do nas kobieta i z uśmiechem powiedziała po polsku: „Tak będzie prościej! Mówcie, co chcecie zjeść”. Okazało się, że Osteria Vecchia Livorno jest prowadzona przez Włocha Mariano i Polkę, Monikę! To miejsce specjalizujące się w świeżych rybach i owocach morza. Zamówiłam makaron z białą rybą i pomidorami, mój syn spaghetti z mulami, a partner makaron z cukinią i owocami morza. Dania były proste, idealnie przyrządzone i przepyszne. Jedliśmy z widokiem na kołyszące się na kanale łódki i zachodzące słońce. Ten wieczór był kwintesencją włoskiego klimatu – pyszne jedzenie, serdeczni ludzie i piękne widoki. Wracając, nie mogliśmy sobie odmówić lodów – realizowaliśmy nasze codzienne wyzwanie, by spróbować najlepszych gellato w okolicy!

5 2

 

Piza – nie tylko Krzywa Wieża

Kolejnego dnia wybraliśmy się do Pizy. Aby uniknąć tłumów i upału, na słynnym Polu Cudów (Campo dei Miracoli) z Krzywą Wieżą zameldowaliśmy się wcześnie rano. Po zrobieniu obowiązkowych, pamiątkowych zdjęć, ruszyliśmy w miasto, by odkryć jego drugie oblicze. Piza to znacznie więcej niż jej najsłynniejszy zabytek. To tętniące życiem miasto uniwersyteckie z urokliwymi uliczkami, pięknymi placami i wspaniałymi kościołami.

My na chwilę wytchnienia wybraliśmy Ogród Botaniczny.

2 4

 

Ogród Botaniczny w Pizie – chwila wytchnienia w cieniu historii

To był strzał w dziesiątkę! Ogród Botaniczny w Pizie (Orto e Museo Botanico) to najstarszy uniwersytecki ogród botaniczny na świecie, założony w 1544 roku. To prawdziwa oaza spokoju w sercu miasta, gdzie można schronić się przed upałem w cieniu starych drzew i śródziemnomorskiej roślinności. Ciekawostką jest fakt, że jednym z jego dyrektorów był sam Galileusz, który prowadził tu swoje obserwacje. To miejsce ma ogromny wkład w rozwój nauki, a spacer po jego alejkach to jak podróż w czasie.

Wieczorem, już w naszej okolicy, wybraliśmy się na kolację do niezwykłego miejsca – Norcineria Tomei. To lokalna restauracja połączona ze sklepem mięsnym. Na dole sprzedaje się świeże mięso i wędliny, a na górze, na malutkim tarasie, znajduje się zaledwie kilka stolików. Personel mówi tylko po włosku, więc właściciel posługuje się nietypowym „numerycznym menu” – każda pozycja ma swój numer, który wskazuje się przy zamówieniu. Lokal słynie ze steków i muszę przyznać – były absolutnie wyśmienite. Poza nimi zamówiliśmy też ravioli ze szpinakiem i ricottą w maśle szałwiowym oraz gęstą zupę z kapustą i fasolą. Prawdziwa, domowa, toskańska uczta.

1 4

 

Pienza i Florencja – w hołdzie sztuce i smakowi

Ostatniego dnia ruszyliśmy w głąb Toskanii, do Pienzy. To renesansowe miasteczko, wpisane na listę UNESCO, jest uznawane za „miasto idealne”. Zaprojektowane przez papieża Piusa II, miało być ucieleśnieniem humanistycznych idei idealnego porządku i harmonii. Pienza słynie również z wyrobu owczego sera Pecorino. Po spacerze urokliwymi uliczkami zjedliśmy lody o smakach, które można znaleźć tylko tutaj: ciasteczek cantucci i słodkiego wina Vinsanto. To był też czas na kulinarne zakupy.

4 2

 

Toskańskie skarby w walizce

  • Ser Pecorino: Twardy, aromatyczny ser z mleka owczego, symbol regionu. Kupiliśmy kawałek dojrzewający, o intensywnym, orzechowym smaku.
  • Ciasteczka Cantucci: Twarde, migdałowe biszkopty, które tradycyjnie macza się w słodkim winie Vinsanto.
  • Piernik Panforte: Gęsty, bakaliowy piernik pochodzący ze Sieny. To prawdziwa bomba smaków i aromatów.
  • Makaron Pici: Gruby, ręcznie robiony makaron, przypominający spaghetti. Jest bardzo prosty w składzie (tylko mąka i woda), ale niezwykle smaczny.
  • Lokalne wino: Butelka czerwonego wina z małej, rodzinnej winnicy.

Po opuszczeniu Pienzy pojechaliśmy do Florencji. Skupiliśmy się na dwóch miejscach. Pierwszym z nich było Muzeum Leonarda da Vinci.

 

Florencja z dzieckiem: w hołdzie geniuszowi

Jeśli podróżujecie z dziećmi, to miejsce jest absolutnie obowiązkowe. Interaktywne Muzeum Leonarda da Vinci to nie jest typowa, nudna wystawa. To plac zabaw dla umysłu! Można tu dotykać, budować i testować repliki maszyn zaprojektowanych przez geniusza – od machiny latającej po czołg. To fantastyczny sposób na przybliżenie dzieciom historii i nauki poprzez zabawę i doświadczenie. Mój syn był zachwycony!

Na koniec udaliśmy się na główny plac Florencji, Piazza del Duomo, by podziwiać monumentalną Katedrę Santa Maria del Fiore z jej słynną kopułą Brunelleschiego. To architektoniczne arcydzieło, którego ogrom i piękno na żywo robią piorunujące wrażenie. Stojąc pośród tłumów i patrząc na bogato zdobioną fasadę, czuje się prawdziwego ducha renesansu.

3 2

Podsumowanie

Toskania po raz kolejny mnie zachwyciła. To kraina, która działa na wszystkie zmysły – karmi wyśmienitym jedzeniem, koi duszę przepięknymi krajobrazami i inspiruje na każdym kroku. Mieliśmy fantastyczną pogodę, a okolice Pizy i Livorno okazały się idealną bazą do odkrywania zarówno uroków wybrzeża, jak i skarbów w głębi lądu. Jeśli szukacie miejsca, gdzie czas zwalnia, a życie smakuje lepiej – nie szukajcie dalej.

 

Jak zorganizować taki wyjazd?

Taki wyjazd do Toskanii, pełen swobody i spontanicznych odkryć, bez problemu zorganizujecie na własną rękę, samodzielnie rezerwując loty, noclegi w urokliwych hotelach czy agroturystykach oraz wynajmując samochód, który jest kluczem do swobodnego zwiedzania regionu. Jeśli jednak cenicie sobie wygodę i wolicie, aby ktoś zajął się za Was całą logistyką, Toskanię możecie też odwiedzić z ITAKĄ. To świetne rozwiązanie, które zdejmuje z głowy całe planowanie i pozwala w pełni skupić się na odpoczynku i chłonięciu włoskiego klimatu.

Artykuł sponsorowany

Może Ci się również spodobać...