We wrześniu z moim Mężem wybraliśmy się do Londynu na pełen wrażeń kulinarny weekend, który wygrałam w konkursie zorganizowanym przez markę Apetina. Dziś zapraszam Was na wycieczkę po Borough Market, historycznym targu spożywczym, po którym oprowadzała nas brytyjska 'food celebrity’ Celia Brooks. Z kolei w kolejnym niedzielnym wpisie zajrzycie nam w talerze, pokażę Wam bowiem rarytasy, których próbowaliśmy we wspaniałych restauracjach – Nopi Yotama Ottolenghiego oraz Dinner by Heston Blumenthal.
Poznajcie Celię Brooks
Przypuszczam, że osoba Celii Brooks nie jest w Polsce wszystkim znana, dlatego swoją relację rozpocznę od krótkiego przedstawienia przemiłej przewodniczki naszej wycieczki :)
Celia Brooks to znana w Wielkiej Brytanii autorka książek kucharskich i promotorka kuchni wegetariańskiej. Urodziła się w Stanach Zjednoczonych, ale po studiach wyjechała do Londynu, gdzie zaczęła swoją kulinarną karierę od pracy jako prywatny szef reżysera Stanleya Kubricka (i muszę tu dodać mój komentarz – WOW!).
Poza działalnością typową dla \’food celebrities\’ – wydawanie książek kucharskich, pisanie do kulinarnych czasopism i występowanie w programach telewizyjnych – Celia stworzyła swój autorski biznes zwany \”Gastrotours\”. Jako pierwsza w Londynie zaczęła prowadzić wycieczki po lokalnych targach spożywczych i innych interesujących dla każdego foodie zakątkach Londynu. Co ciekawe, Celia jako jedyna posiada oficjalną licencję uprawniającą ją do oprowadzania po Borough Market.
Jeżeli chcecie poczytać więcej na temat Celii lub prowadzonych przez nią Gastrotours, zajrzyjcie na jej stronę internetową.
Borough Market
Z Celią Brooks spotkaliśmy się w malutkim sklepiku z winami, znajdującym się zaraz przy wejściu do Borough Market. Przy lampce bardzo gorzkiego, musującego, przypominającego szampana brytyjskiego wina wysłuchaliśmy krótkiej historii tego niezwykłego miejsca.
Borough Market to najsławniejszy i najstarszy targ spożywczy w Londynie. I mówiąc \”najstarszy\” nie mam na myśli stu, czy nawet dwustu lat, bo początki tego miejsca sięgają ponoć 1014 roku! Borough Market usytuowany jest w pobliżu południowego końca sławnego mostu Tower Bridge, od wieków więc znajdował się na trasie biegnącej przez rzekę do stolicy i to z pewnością wpłynęło na jego bujny rozwój i znaczenie.
Targ kilkakrotnie zmieniał swoją lokalizację. Na obecnym miejscu znalazł się w połowie XIX w. na zadaszonym terenie z wejściem w stylu Art Deco. I chwała za ten dach, bo Londyn jak zwykle przywitał nas deszczową pogodą.
W XIX i XX w. Borough Market prowadził hurtową sprzedażą warzyw i owoców do sklepów spożywczych. Jednak wraz ze wzrostem zainteresowania lokalnymi, rzemieślniczymi produktami spożywczymi, targ zmienił swój profil.
W tej chwili targ wyspecjalizował się w sprzedaży najwyższej jakości produktów od małych wytwórców z Wielkiej Brytanii, ale też z Europy i całego świata. Można tu nabyć owoce, warzywa, sery, mięsa, dziczyznę, owoce morza, chleby i ciasta, a także przekąsić co nieco w jednym ze streetfoodowych stoisk. Stoiska są eleganckie, produkty wyszukane, a cały targ przypominał mi wielkie delikatesy. Borough Market odbieram jako dużo elegantsze, spokojniejsze i bardziej kameralne miejsce niż inne odwiedzane przeze mnie targi, np. w Madrycie, Barcelonie czy Wiedniu.
Borough Market obecnie jest bardzo modnym miejscem, m.in. dzięki promocji brytyjskich szefów kuchni, którzy robią tu zakupy do swoich restauracji. Na Borough Market kręcono też kilka filmów, m.in. pierwszą część Bridget Jones, a jako ciekawostkę powiem Wam, że jej filmowe mieszkanie znajduje się zaraz obok (tak, oczywiście Celia nam je pokazała :)).
Borough Market czynny jest od poniedziałku do soboty w godzinach mniej wiecej 10.00-17.00 (dokładne godziny sprawdzisz na ich oficjalnej stronie) I tu rada od Celii Brooks – nie idźcie tam w sobotę! Podobno tłumy są wtedy ogromne, nie uda Wam się nic spróbować, ani nacieszyć pięknem tego miejsca. My naszą wycieczkę odbyliśmy w piątek.
Stoiska na Borough Market
A teraz zdjęcia specjałów, których razem z Celią próbowaliśmy :) Borough Market zwiedzaliśmy w grupie kilkorga przesympatycznych Brytyjczyków, którzy co chwilę nas zagadywali o Polskę oraz o konkurs, który wygrałam.
Po wypiciu lampki wina udaliśmy się do stoiska ze świeżymi ostrygami. Była ich tam ogromna ilość, prawdziwa góra z ogromnych ostryg!. Dwaj panowie wprawnymi ruchami otwierali je i podawali gościom. Można ich było spróbować z odrobiną cytryny lub jednym ze smakowych winegretów.
Ostryga to prawdziwy rarytas, ja jednak nie przepadam za małżami, a wizja zjedzenia ostrygi na surowo nieco mnie przerażała. Nie chciałam jednak przepuścić takiej okazji, zalałam więc ostrygę winegretem i jakoś ją przełknęłam.
Nasz kolejny przystanek do sklep z produktami prosto z Hiszpanii. Ogromny wybór – oliwy, oliwki, faszerowane papryki, przeróżne przetwory w słoiczkach oraz osobny dział z szynkami i serami. Za degustację szynek podziękowaliśmy, ale z przyjemnością spróbowaliśmy serów – kremowego owczego sera, w którego wnętrzu zanurzaliśmy chrupiące chlebki oraz sera Manchego.
Następnie na stoisku z cydrami spróbowaliśmy scrumpy, czyli cydru zrobionego na bazie zgniłych jabłek. Taki cydr ma bardzo wytrawny, kwaśnawy smak i na pewno nie przypadnie do gustu każdemu.
Stoisko z rybami i owocami morza. Niezwykłe, bo nie kupuje produktów na targu rybnych, tylko korzysta z usług własnych rybaków. Dlatego wszystkie sprzedawane na nim owoce morza są bardzo bardzo świeże.
Spróbowaliśmy tu dwóch specjałów – smażonych przegrzebek oraz gravlaksa, czyli surowego łososia marynowanego w soli, cukrze, koperku i burakach.
Następnie skosztowaliśmy austriackich serów, w tym sera o bardzo ostrym, pieprzowym smaku, stosowanego do dań w bardzo małych ilościach, jak przyprawa.
Odwiedziliśmy również niesamowite stoisko z przyprawami z całego świata. Myślę, że mieli tam każdą przyprawę, jakiej dusza zapragnie. Mieli tam też bardzo ciekawe proszki zrobione z różnych warzyw i owoców. Ten różowy poniżej zrobiony jest z buraka.
Następnie przeszliśmy do strefy Borough Market, która w całości poświęcona jest słodkościom :) Podeszliśmy do stoiska z cukierkami z lukrecją – Brytyjczycy ją uwielbiają. Towarzysze naszej wycieczki z przyjemnością degustowali kolejne słodycze i kupowali paczuszki do domu. A ja tęskno patrzyłam na wspaniałe krówki na stoisku obok :)
Mój apetyt na słodkie został na szczęście zaspokojony. Kolejnym przystankiem wycieczki był pobyt w kawiarni specjalizującej się w czekoladzie. Spróbowaliśmy wspaniałego brownie, gorącej czekolady oraz herbaty na bazie łupinek ziarna kakaowego.
Pod koniec odwiedziliśmy również dwa stoiska specjalizujące się w mięsie. Pierwsze z nich sprzedawało dziczyznę (m.in. strusia i jeśli dobrze pamiętam zebrę), na drugim mięsne burgery i rarytasy z grilla. Ja oczywiście tylko słuchałam i robiłam zdjęcia :)
Naszą wspaniałą wycieczkę zakończyliśmy w winiarni :) W kameralnej sali znajdującej się w piwnicy mieliśmy okazję spróbować dwóch pysznych win oraz towarzyszących im przystawek – serów i wędlin. Była to także świetna okazja, aby pogawędzić z Celią oraz naszymi brytyjskimi znajomymi. Niestety z winiarni nie mam zdjęć, bo jak się domyślacie, w piwnicy światła nie było prawie wcale :))
I jak Wam się podobało na Borough Market? Którego z prezentowanych pyszności chcielibyście spróbować? :)